Z Szekspirem jest tylko trochę lepiej niż z Homerem. Wiemy, kiedy umarł, ale już nie kiedy się urodziłł, zaś całe okresy jego życia przepadły bezpowrotnie w studni czasu. Z tym stanem rzeczy kontrastuje lawina biografii, która ruszyła kilkadziesiąt lat po śmierci pisarza i do dziś się nie zatrzymała - o książce Stephena Greenblatta "Shakespeare. Stwarzanie świata" pisze Juliusz Kurkiewicz w Polityce.
Szekspir romantyk? Trzeźwy biznesmen? Kochający mąż i ojciec? Najsłynniejszy pisarz gejowski? Stephen Greenblatt na szczęście w żadną z tych ścieżek nie zapędza się zbyt daleko. Stawia przed sobą bardziej wymagające zadanie: nie dać się ponieść fantazji, a jednocześnie stworzyć wyczerpujący portret. Jakto osiąga? Skąpe fakty przykłada do słynnych dramatów i do wiedzy o epoce, wyraźnie zaznaczając, co jest prawdą, a co zaledwie hipotezą. "Shakespeare. Stwarzanie świata" (mniej elegancki, choć bardziej adekwatny tytuł oryginału brzmi: "Will w świecie. Jak Szekspir został Szekspirem") sytuuje się na styku literaturoznawstwa, historii i socjologii historycznej. Efekty są frapujące. To, co w dramatach Szekspira wydawało się niezrozumiałą retoryką, nabiera życia. Okazuje się, że wzmianki o religii rozsiane po różnych dziełach prowadzą w sam środek krwawych konfliktów religijnych epoki, w której katolicy zeszli do podziemia, a przybyli z