"Hrabina" w reż. Kazimierza Kowalskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Recenzja na www.reymont.pl.
Rozpoczęcie sezonu przez Teatr Wielki "Hrabin" Moniuszki było pewną niespodzianką. Ale zrealizowanie jej w tak anachroniczny sposób to już - jak śpiewa jedna z heroin w tej operze - siurpryza nad siurpryzami. Na pewno warto prezentować na scenie łódzkiej opery narodową klasykę, być może warto mieć w repertuarze wszystkie dzieła Moniuszki, ale trzeba znaleźć na ich pokazanie jakiś sposób. W przeciwnym razie lepiej zrobić recital z najpiękniejszymi ariami z "Hrabiny". Dyrektor Kazimierz Kowalski jako reżyser przedstawienia starał się je jakoś uatrakcyjnić: skrócił przegadane libretto, dodał dwa chóry z innych oper, zaangażował do współpracy choreografa Romana Komassę, który zaproponował miły dla oka i dowcipny układ. Ale to wszystko za mało. Tekst opery już w chwili powstawania był jedynie pretekstem do przemycenia myśli o wyższości kultury rodzimej nad obcą. Wątek miłosny, a zwłaszcza problem sukni, której rozdarcie staje się punkt