"Jeśli chce Pan to wystawić na scenie, proszę bardzo. Ale ja umywam ręce i nie poprawię ani linijki. Ponadto ulegam usilnie i żądam, aby na afiszach nie było mojego nazwiska" - tak pisał Fiodor Dostojewski w liście do Michała Fiodorowa o swej powieści "Idiota". Grzegorz {#os#13932}Jarzyna{/#} nie usłuchał jego przestróg. Wystawił "Idiotę" i przegrał z kretesem. Jeśli spadać, to z wysokiego konia - te słowa Jarzyna mógłby uznać za swą artystyczną maksymę. Najgłośniejszy, hołubiony przez publiczność i krytykę, polski reżyser młodego pokolenia lubi ryzyko. Karierę zaczynał od inscenizacji sztuk Witkacego i Gombrowicza. Potem sięgnął po skandalizujący utwór Brada Frasera "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie". Następnie nadszedł czas flirtu z arcydziełami. Wtedy to w warszawskim Teatrze Rozmaitości pokazał obsypaną wszelkimi możliwymi nagrodami inscenizację "Magnetyzmu serca" wg "Ślubów panieńskich" Aleksandra Fredry.
Tytuł oryginalny
Nie czas na arcydzieła
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Nr 120