EN

26.01.1990 Wersja do druku

Apokalipsa? Była i przeszła...

Każdy, kto pamięta namięt­ności, jakie przed laty rozpęta­ła "Mała apokalipsa" wychodzi z Teatru Ateneum zadziwiony. Nie, żeby przedstawienie było złe czy nudne, nawet przeciw­nie, ale... Okrutna, zjadliwa wizja polskiej powojennej de­grengolady adaptowana na sce­nę przez jednego z naszych najzdolniejszych reżyserów, gra­no przez doborowych aktorów (i to jaki) - emocji nie wy­wołuje. Ten zdawkowo chwali, ów nieco się krzywi, wszystko w tonie uprzejmej, prowadzo­nej od niechcenia konwencji, żadnych uniesień. Dlaczego? Maże dlatego, ze "Mała apo­kalipsa" przykrojona dla po­trzeb teatru przywodzi na myśl "Wesele" bez duchów. Po wy­rzuceniu duchów z "Wesela" w miejsce wstrząsającej metafory polskiego losu otrzymujemy zgrabny obrazek z życia Gali­cji na przełomie wieków. Kie­dy w "Małej apokalipsie" nar­rator spada do rangi jednego z bohaterów, znaczna część je­go osobistych komentarzy zostaje skreślona - a to w tea­trze jest nieuniknione

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Apokalipsa? Była i przeszła...

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza Nr 22

Autor:

Wanda Zwinogrodzka

Data:

26.01.1990

Realizacje repertuarowe