Piątkowa premiera " Związku otwartego " podobała się publiczności. Bo gdy rogaczowi wydaje się, że jest macho, a kurze domowej, że może być romantyczna, musi być śmiesznie.
Jednoaktówka Daria Fo i Franki Rame to ciąg dowcipnych skeczów o perypetiach małżonka, który wprost połyka seksualne mody wielkiego świata. Mężczyzna nadyma się pozorną swobodą "seksu w wielkim mieście", by wreszcie klapnąć jak przekłuty balon, gdy iluzje machismo okażą się tylko iluzjami, a zazdrość zacznie doskwierać. Błyskotliwy duet Fo/Rame ułożył niespełna godzinną pyskówkę we włoskim stylu. Partnerzy gadają do siebie z prędkością kałasznikowa. Wzajemne monologi o "związku otwartym", w którym on czupurzy się niczym kogut, a ona musi wysłuchiwać jego erotycznych opisów-popisów, w rzeczy samej są śmieszne. Tylko że to śmiech przez łzy. To, co bawi mężczyznę, uwodzącego każde napotkane kobiece ciało, boleśnie kaleczy kobietę. Porzuconą, bo się starzeje. Fo/Rame nie poprzestają na opisie zabawnych sytuacji - pseudosamobójstw, histerii, zmysłowego seksu podstarzałego uwodziciela z nastolatką. W niemal wszystkich zdaniach