Ironia tytułu pracuje dziś bardziej jednoznacznie. Trochę straciła głębię. "Audiencja", której kierownik Browarnik (Krzysztof Tysnarzewski) udzielił dysydentowi podwładnemu Wańkowi (Jerzy Mularczyk) inne ma cienie i barwy, w innych miejscach śmieszy. Ta pierwsza w Polsce w roku 1981 grana z "Wernisażem" i "Protestem" na scenie warszawskiego Teatru Powszechnego wywoływała emocje podszyte polityką. Havel zamiast kłaniać się po warszawskiej premierze, spacerował po celi w Pradze. Propozycja Browarnika współpracującego z czechosłowacką bezpieką brzmiała jak prowokacja, wystawiająca na próbę uczciwość, wiarę i konsekwencję. Dziś na scenie Piwnicy Świdnickiej pachnie sztucznością, a moralne przesłanie wydaje się banalne. Ciekawiej by było i zabawniej, gdyby Waniek zgodził się pisać sam na siebie te donosy do bezpieki, bo dowcipy same by się mnożyły. Kombinator, donosiciel i pijak budzi większą sympatię niż sztywny dysydent. Aktorzy wywiąza
Tytuł oryginalny
Co by było gdyby...
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wrocławska Nr 258