EN

5.11.2003 Wersja do druku

Co by było gdyby...

Ironia tytułu pracuje dziś bardziej jednoznacznie. Trochę straciła głębię. "Audiencja", której kierownik Browarnik (Krzysztof Tysnarzewski) udzielił dysydentowi podwładnemu Wańkowi (Jerzy Mularczyk) inne ma cienie i barwy, w innych miejscach śmieszy. Ta pierwsza w Polsce w roku 1981 grana z "Wernisażem" i "Protestem" na scenie warszawskiego Teatru Powszechnego wywoływała emocje podszyte polityką. Havel zamiast kłaniać się po warszawskiej premierze, spacerował po celi w Pradze. Propozycja Browarnika współpracującego z czechosłowacką bezpieką brzmiała jak prowokacja, wystawiająca na próbę uczciwość, wiarę i konsekwencję. Dziś na scenie Piwnicy Świdnickiej pachnie sztucznością, a moralne przesłanie wydaje się banalne. Ciekawiej by było i zabawniej, gdyby Waniek zgodził się pisać sam na siebie te donosy do bezpieki, bo dowcipy same by się mnożyły. Kombinator, donosiciel i pijak budzi większą sympatię niż sztywny dysydent. Aktorzy wywiąza

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Co by było gdyby...

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wrocławska Nr 258

Autor:

Krzysztof Kucharski

Data:

05.11.2003

Realizacje repertuarowe