"Romeo i Julia" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Wojtek Kałużyński w Dzienniku - dodatku Kultura.
Realizując "Romea i Julię" w katowickim Teatrze Śląskim, Krzysztof Babicki usiłował pożenić tradycję ze współczesnością. Z marnym skutkiem. Kurtyna się podnosi, w ciemności słychać odgłosy piłkarskiego stadionu. Trwa mecz. Zapalają się światła i już po końcowym gwizdku kibice zwaśnionych drużyn kopią piłkę na murawie między domami Montekich i Kapuletów. O coś tam się kłócą, skaczą sobie do oczu. Tyle że nie wiadomo, o co im chodzi. Cały ten futbolowy sztafaż dla zastarzałej kłótni dwóch potężnych rodów kompletnie się nie sprawdza, bo odegrany jest na pół gwizdka. Z jednej strony ledwie sugerowany, potraktowany jako inscenizacyjny wytrych, z drugiej nachalnie sprowadzany do kopania piłki na scenie. I tyle. Trudno zresztą w tę rodową waśń się zaangażować, jeśli głowy rodów pojawiają się na scenie niemal w rolach statystów, w wystylizowanych pozach demonstrując jedynie wzajemną obojętność. Może zresztą o obojętnoś