- Mój spektakl "Sonia" grany jest w Rydze po rosyjsku, bo to historia rosyjskiego chłopca. Łotyszom, którzy są tym oburzeni, zwracam uwagę, że ważniejsze są dla nich narodowe kompleksy niż język ludzkich emocji i serca - mówi reżyser Alvis Hermanis w rozmowie z Jackiem Cieślakiem z Rzeczpospolitej.
Rozmowa z Alvisem Hermanisem [na zdjęciu], łotewskim reżyserem, którego spektakl "Sonia" zdobył cztery nagrody na Festiwalu Kontakt w Toruniu: Teatr to dla wielu sfera iluzji, fałszu i gry, tymczasem pan mówi, że szuka w nim prawdy. Jakie są efekty? - Gdybym miał obsesję prawdy, zapraszałbym na scenę ludzi z ulicy, co dziś robi wiele zespołów, ale oni po jakimś czasie też zaczęliby grać. Dlatego zawsze zaznaczam, że tworzę teatr dokumentalny, oparty na prawdziwych relacjach, jednak grają w nim aktorzy zawodowi. Czy korzenie łotewskiego teatru są dla pana ważne? - Jego tradycja liczy zaledwie ponad 100 lat, ale nie można powiedzieć, że wziął się z księżyca. Kiedy tworzyli Ibsen i Czechow, u nas pisał Rudolf Blaumanis, moim zdaniem nie na gorszym poziomie, ale ponieważ jesteśmy małym krajem - świat o nim nie wie. Tak jak nasz naród był poddany wpływom niemieckim i rosyjskim, tak teatr - szkole Stanisławskiego i Brechta. W Rydze, któ