Sześćdziesiąt lat temu (10 maja) w warszawskiej klinice umarł Juliusz Osterwa. Uwielbiany przez publiczność aktor, jedna z największych i najlepiej opłacanych gwiazd międzywojennego teatru, z równym powodzeniem grający w lekkim, jak i poważnym repertuarze, wybitny reżyser, mistyk, maksymalista i reformator, założyciel Reduty - podziwianego i wykpiwanego jednocześnie studia-laboratorium teatralnego. O dziele Osterwy z Dariuszem Kosińskim rozmawia Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Joanna Targoń: Dlaczego zajmujemy się Osterwą? Wciąż czegoś się szuka w jego dokonaniach czy przemyśleniach. Dariusz Kosiński: Tak jak w wypadku innych postaci z przeszłości zajmujemy się nim dlatego, że był osobowością niezwykłą i człowiekiem wielu różnych osiągnięć. Aktor, reżyser, organizator, działacz społeczny. Ale zajmujemy się Osterwą też w ten sposób, żeby pokazywać, co z jego dorobku, z jego myśli jest ciągle żywe i inspirujące. To zainteresowanie - przynajmniej w moim przypadku - wynika z faktu, że Osterwa jest jednym z ważniejszych ogniw tego, co nazywam polskim teatrem przemiany. Co to jest teatr przemiany? - Ta idea sięga "Dziadów" Mickiewicza i okresu tzw. poezji czynnej, czyli idei dochodzenia do głębokiej przemiany osobowościowej o charakterze niemal objawienia - nie przez praktyki religijne, ale teatralne. Osterwa pisał, że teatr stworzył Bóg dla tych, którym nie wystarcza kościół. Teatr jest dla tych, któ