Nie ma już Renaty Kossobudzkiej. Odeszła na zawsze. Jej nazwisko pozostanie w historii teatru polskiego. Kojarzone jest przede wszystkim z dawnym Teatrem Polskim i Kameralnym w Warszawie. Na tych scenach zagrała mnóstwo ról. Ról godnych zapamiętania. Drobna, filigranowa, o dużej wrażliwości, szybko podbiła serca warszawiaków. W stolicy pojawiła się w roku 1948 dzięki dyr. Arnoldowi Szyfmanowi, wielkiemu znawcy talentów, które umiał wyszukiwać. Niemal natychmiast zrobiła zastępstwo, wchodząc w rolę Diany w "Fantazym" Juliusza Słowackiego, w reżyserii Edmunda Wiercińskiego. Jako Laura w "Krzyku jarzębiny" u boku Czesława Wołłejki w roli Ludwika Spitznagla bardzo się podobała. Było to właściwie pierwsze jej zetknięcie z Warszawą w roku 1949, w reżyserii Janusza Warneckiego na scenie Teatru Kameralnego, przy ul. Foksal, filii Teatru Polskiego. Prasa oceniła sztukę i przedstawienie oraz rolę Renaty bardzo wysoko. Potem była Elwirą w "Don Juanie" Mo
Tytuł oryginalny
Pożegnanie
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 16