EN

20.11.2001 Wersja do druku

My mamy Hauptmanna

Kilkuminutowymi owacjami na stojąco zakończyła się prapremiera "Hauptmanna" w jeleniogórskim Teatrze Norwida. Pisarz jest ponad rzeczywistością. Jego rolą jest tworzenie, a nie uczestniczenie w życiu narodu. Wybaczyć należy mu nawet wspieranie Hitlera i ko­laborację ze Stalinem. Czy jest to moralne? Czy tak być powinno? Na te pytania sztuka {#os#38269}Łukosza{/#} i {#os#6545}Krzystka{/#} nie odpowiada. To poważny zarzut. Dru­gim jest polityczna poprawność sztuki, która ani nie prowokuje, ani nie zmusza do dyskusji nad powo­jennymi losami Polaków i Niemców. "Hauptmann" doskonale za to zasypuje rowy pomiędzy obu naro­dami. Paradoksalnie jednak "Hauptmann" jest najlep­szym spektaklem, jaki wystawiono na deskach Te­atru Norwida od wielu lat. Największa zasługa w tym gościnnie występującego w jeleniogórskim spektaklu Zygmunta {#os#1810}Bielawskiego{/#}, który wcielił się w postać głównego bohatera widowiska. Bielawski jest wręcz rewelacyjny. Podob

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

My mamy Hauptmanna

Źródło:

Materiał nadesłany

Słowo Polskie nr 271

Autor:

Grzegorz Koczubaj

Data:

20.11.2001

Realizacje repertuarowe