Blaszana klatka. Przez perforację w zardzewiałych ściankach niewiele widać. Chyba ktoś siedzi na krześle. Ktoś inny chyba stoi obok. Po chwili rozsuwają się boczne panele. Na krześle siedzi Mężczyzna Młodszy. Siedzi, bo jest doń przywiązany. Ma zakneblowane usta. Obok stoi Mężczyzna Starszy. W dłoni trzyma pistolet. Tę sytuację, otwierającą "Toksyny", Krzysztof Bizio powtarza w pięciu epizodach. Zmieniają się tylko pozory: inne miejsce, odwrócone role, przestrojony rejestr języka i maniery postaci, gwałt fizyczny zastąpiony szantażem. Każdorazowo jednak MM i MS nasączeni są toksynami przemocy. I jako tacy są "zaaresztowani" przez scenograficzną metaforę Marka {#os#702}Brauna{/#}. To klatka wiążąca dzikie bestie. W tak ogołoconej przestrzeni szczególne zadanie spada na aktorów: tylko ich kunszt może wykreować szereg fikcyjnych rzeczywistości. Bronisław {#os#764}Wrocławski{/#} (MS) prowadzi swoje kolejne wcielenia
Tytuł oryginalny
Nasączeni toksynami
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza-Łódź Nr 95