Trudno przejąć się sztuką, której sensem staje się powierzchowna atrakcyjność i błyskotliwość. Zabrakło refleksji.
Trzeba na wstępie zaznaczyć, że wprowadzenie na scenę słynnej XVII-wiecznej powieści "Don Kichot" Miguela de Cervantesa, z bohaterem - jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci światowej kultury, było zadaniem karkołomnym. Jest jakąś tajemnicą sztuki, że wyciąganie z bogatej formy epickiej scenicznego dramatu rzadko się udaje. A wielowątkowa powieść Cervantesa, fascynująca lektura do czytania na wiele wieczorów, wydaje się źle znosić jeden wieczór na scenie. Może dlatego reżyser Ryszard Major tak skupił się w swojej pracy inscenizacyjnej, na udowadnianiu scenicznej efektowności "Don Kichota"? Całą wielką teatralną maszynerią próbował olśnić publiczność. Pomysłów miał na to mnóstwo. Losy szlachcica Don Kichota (w tej roli Jacek Polaczek), który naczytawszy się powieści rycerskich (i jak sugeruje scena - gazet), popada w szaleństwo i wyrusza w świat, by wzorem rycerzy bronić słabych i naprawiać zło, tu pokazane są w nieskonkretyzow