Zmacdonaldyzowane korporacje medialne, szukające histerycznie, desperacko i gorączkowo zysku i poklasku, nachalnie i po chamsku podlizując się klientowi - wytworzyły m.in. sztuczne zapotrzebowanie na tzw. "bycie kimś'". Ci ludzie wykorzystują swoją popularność zapowiadając w powiatowej Polsce, za ok. 4000 PLN od imprezy, występy innych kolegów szmirusów! - mówi Krzysztof Majchrzak w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim z Machiny.
Outsider. Buntownik. Ryzykant. Trudny - mówiąc łagodnie. Dla niektórych jeden z najciekawszych aktorów polskiego kina. Na pewno jeden z największych jego krytyków. Mówi rzeczy, których wielu wolałoby nie usłyszeć. Nie z każdym chce pracować. I z nim nie każdy chce pracować. David Lynch chciał. Krzysztof Majchrzak zagrał w jego filmie "Inland Empire", który miał swoją premierę na festiwalu w Wenecji. Charakterystyczny. Słynie z krwistych ról i krwistych wypowiedzi. Studiował wokalistykę, skończył aktorstwo. Gra w filmach, teatrze i w zespole jazzowym. Uważa, że przydatny byłby także jako psychoterapauta. Łukasz Maciejewski: - Głośno mówisz rzeczy niepopularne, politycznie niepoprawne. Po co Ci to? Krzysztof Majchrzak: - Wyspiański, w "Wyzwoleniu" powiedział: "Musimy zrobić coś, co by od nas zależało. Zważywszy, że dzieje się tak dużo, co nie zależy od nikogo". Po prostu chcę, żeby cokolwiek zależało ode mnie. Aktorzy opowiadają c