EN

18.03.2020 Wersja do druku

Mirosława Marcheluk: Pogrążamy się w degradację i samotność

- Teatr jest twórczością, dialogiem. Tymczasem granica między sztuką i ekshibicjonizmem oraz żerowaniem na życiu została przekroczona - rozmowa z Mirosławą Marcheluk, łódzką aktorką.

- Dejmek znany był z radykalnego języka. Jednak ten wulgarny język, o paradoksie, nie byt przez nas odbierany jako chamski. Był tak naprawdę człowiekiem dyskretnym, wstydliwym, wrażliwym, odnoszącym się w istocie z szacunkiem dla aktorów - Krzysztof Lubczyński: Przyznam na wstępie, że zawsze fascynowało mnie Pani kunsztowne, charyzmatyczne, ale i nieco mroczne w kolorycie aktorstwo. Urodziła się Pani i wychowała w Białymstoku. Kiedy Pani zamarzyła o aktorstwie? Mirosława Marcheluk: Po spektaklach obejrzanych w tamtejszym teatrze. Nie pamiętam nawet co to były za przedstawienia, ale pamiętam, że zakochałam się w myśli o zostaniu aktorką. Studiowała Pani w łódzkiej PWSTiF. Kogo z profesorów najcieplej Pani wspomina? - Profesora Modrzewskiego. Miał doktorat przedwojenny z filozofii, był też aktorem. Wysoki, chudy, ciemnowłosy, poruszający się jak bocian. Grał m.in. epizody w "Zakazanych piosenkach", w "Ewa chce spać"... Tak. Bardzo ciekawa, bar

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Pogrążamy się w degradację i samotność

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Trybuna nr 55/18-19.03

Autor:

Krzysztof Lubczyński

Data:

18.03.2020