O tym, że prawie zrezygnował z baletu, o swoim "phisic de role" i tym, co ceni najbardziej u choreografów, a także o tym, że dopiero w Operze Nova odkrył pasję do tańca rozmawiamy z Pawłem Nowickim, solistą bydgoskiego baletu.
Zaraz po zakończeniu szkoły baletowej zdobyłeś wyróżnienie za najlepsze wykonanie wariacji klasycznej w VI Międzynarodowym Konkursie Baletowym "Złote pointy" w Szczecinie. W ramach tej nagrody wyjechałeś na miesięczne stypendium do Arts Ballet Theatre w Miami na Florydzie. To było zaraz po zatrudnieniu w Operze Nova. - Konkurs "Złote pointy" jest przez wielu traktowany jako zwieńczenie nauki szkolnej. Tam też, od pewnego czasu, przyznawana jest nagroda, którą funduje dyrektor artystyczny teatru baletowego w USA, Vladimir Issaev. To on wybiera osobę, która jego zdaniem, posiada najlepsze predyspozycje fizyczne i możliwości dalszego rozwoju. Nie jest to taki teatr, do jakich przywykliśmy w Polsce. To bardziej coś w stylu akademii Vaganovej - przygotowuje się tam uczniów do wyfrunięcia dalej. I mi udało się tam pojechać. To bardziej warsztaty niż teatr. Dla adeptów tańca, to niesamowita okazja, aby rozwinąć skrzydła. Młody człowiek łatwiej chłonie