- Uważam, że nie jestem urodzonym aktorem, brak mi talentu oraz odpowiednich dyspozycji psychicznych - mówi aktor Wojciech Duriasz.
Byłem kiedyś świadkiem pomylenia aktorów Adama Ferencego z Andrzejem Ferencem. Czy mylony jest Pan z kolegą aktorem Józefem Duryaszem? - Nie, choć mamy nie tylko identyczne nazwisko, pisane czasem przez "y", a czasem przez "i". Jesteśmy nie tylko kolegami po fachu, ale też kuzynami, jesteśmy rodziną i kolegami po fachu. Urodził się Pan 23 kwietnia 1940 roku w Stanisławowie, ale czy tym w środkowej Polsce, czy tym kresowym? - Kresowym i w związku z tym losy mojej rodziny po 17 września 1939 roku były dramatyczne. Urodziłem się w pośród dramatu Polaków na wschodzie, ale zachowałem tylko blade ślady wspomnień małego dziecka. W 1945 roku moja mama przekroczyła ze mną pięcioletnim linię demarkacyjną między Polską a Niemcami. Tam przyleciał do nas ojciec, który był pilotem myśliwskim i brał udział w bitwie o Wielką Brytanię, m.in. w Dywizjonie 302. Pamięta Pan moment, w którym zdecydował się Pan na studia aktorskie? - Chodziłem do Li