EN

16.10.2019 Wersja do druku

Monika Goździk: Samo nic nie przyszło

Z MONIKĄ GOŹDZIK, aktorką, która po 25 latach emigracji wróciła do kraju rozmawia Krzysztof Lubczyński: Musiałam się starać o role, uczestniczyć w castingach, przypominać się w agencji. Nie było łatwo, bo po 25 latach wszystko się zmieniło, pojawiły się agencje, reżyserzy castingu. Musiałam wydeptać nowe ścieżki, a to była żmudna i często niewdzięczna praca. Szkoła kanadyjska się przydała: uporczywość, wytrwałość i wiara w siebie.

Nie obejdzie się na wstępie bez przedstawienia Pani, w jakimś stopniu, na nowo. Bo oto w 1979 roku, rok po dyplomie w warszawskiej PWST, zaistniała Pani jako nowa kobieca, obiecująca twarz aktorska, w Teatrze Telewizji w przedstawieniu "Sułkowski" Stefana Żeromskiego, jako jedyna kobieta w męskiej plejadzie aktorskiej, w kilkunastu rolach w Teatrze Narodowym. Dwa lata później zagrała Pani jedną z głównych ról w głośnym "Przypadku" Krzysztofa Kieślowskiego a potem na długie lata zniknęła Pani nie tylko ze sceny i ekranu, ale także z Polski... - Na 25 lat. Wyjechałam do Kanady. Należałam do fali emigracyjnej 1981 roku, jesienią, do tych którzy nie widzieli nadziei dla siebie w kraju, przerażeni narastającym konfliktem. Najpierw wyjechał mój mąż, do USA, więc ja miałam kłopoty z otrzymaniem wizy. Jednak latem 1981 roku po fali strajków mówiło się tylko o wyjeździe. W końcu mi się udało. Popłynęłam do Kanady "Batorym" i tam połączyłam si�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Samo nic nie przyszło

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Trybuna nr 206/207/16/17-10-19

Data:

16.10.2019