EN

9.10.2019 Wersja do druku

Zygmunt Krauze i operowy absurd

W latach sześćdziesiątych środowiska polskiej Jeunesses Musicales fascynowały się Warsztatem Muzycznym Zygmunta Krauzego. Ja też. Bliżej poznałem tego odważnego, aktywnego i podejmującego ryzykowne przedsięwzięcia w sferze muzyki współczesnej kompozytora i pianistę dopiero bodaj w roku 1994 - pisze Sławomir Pietras w Angorze.

Ówczesne władze wysłały nas na Tajwan, z którym nie było stosunków dyplomatycznych, w pewnej szlachetnej, ale dyskretnej misji, aby nie urazić pekińskich Chińczyków. Poza mną, Zygmuntem i reżyserem Feliksem Falkiem pojechał z nami pewien sympatyczny i zabawny malarz, którego - dalibóg - nazwiska już nie pamiętam. Dużo by opowiadać o tym pobycie, podczas którego Zygmuntowi [na zdjęciu] towarzyszyła jego druga żona Izabela, z którą już wtedy zaprzyjaźniłem się mimo ze wcześniej moją fascynacją była Ewa Pokas, jego pierwsza żona, jedna z najpiękniejszych i tajemniczych polskich aktorek. Iza natomiast okazała się wspaniałą, do dziś wierną i inspirującą żoną kompozytora, porównywaną w tej materii tylko do Elżbiety Pendereckiej. Na Tajwanie zwierzyłem się Krauzemu, że poszukuję reżysera do polskiej prapremiery Raju utraconego Krzysztofa Pendereckiego, planowanej w Teatrze Wielkim w Warszawie. Zygmunt obiecał mi wtedy kontakt z wybitnym

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Zygmunt Krauze i operowy absurd

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Angora nr 41

Autor:

Sławomir Pietras

Data:

09.10.2019