EN

5.09.1972 Wersja do druku

Zwykli ludzie czy milcząca większość?

Nie lubię pierwszych miejsc w teatrze. Przepraszam, nie jest to tylko zwierzenie z osobistego kaprysu; ma ono pewne uzasadnienie estetyczne i społeczne. Zasiadając w pierwszym rzędzie czuję się zażenowany bliskością aktorów, mam uczucie, jakbym ich krępował swoją natarczywą obecnością czy podglądał wstydliwe procesy wewnętrzne. Zajmując miejsce tuż przed rampą sceniczną ulegam nadto złudzeniu, że aktorzy grają dla mnie i że zawiązuje się jakiś szczególnie intymny dialog między nimi a mną, wszystko zaś, co się dzieje za moimi plecami jest tylko obcym wtrętem i przeszkadza. A przecież nigdy nie jesteśmy sami w teatrze. Przeciwnie - jeśli się zdarzy, że na widowni jest mało ludzi, czujemy się nieswojo. Wydaje się, że to, co najbardziej podniecające w teatrze, to właśnie poczucie więzi z sąsiadami i odkrywanie podobnych objawów wzruszenia czy wzburzenia. Interesuje mnie więc nie tylko to, co się dzieje aa scenie, lecz również reakcje

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Argumenty", nr 45

Autor:

Andrzej Wróblewski

Data:

05.09.1972

Realizacje repertuarowe