Jestem chyba jedynym przypadkiem aktora, który wrócił po latach zza granicy i tak szybko wrócił też do dawnej pozycji zawodowej. Miałem po prostu szczęście - mówi Piotr Garlicki, aktor Teatru Współczesnego w Warszawie.
Studiował Pan orientalistykę. Czy zostało coś w Panu z orientalisty? - Chęć podróży do Indii. Umiem - czytać sanskryt, choć słabo go rozumiem. Wiem też na czym polegają znaczenia kina indyjskiego, jego popularność i mam na myśli nie tylko Bollywood. Porzuciłem te studia, bo mnie to nie pasjonowało i na dwa lata chwyciło mnie wojsko, do Zamościa i Zegrza Pomorskiego, do służby na sprzęcie radiolokacyjnym samolotów. Urządziłem się jednak w wojsku jako artysta w zespole muzycznym i tylko dzięki temu nie były to lata kompletnie stracone. Wyszedłem z wojska ze sporą sumą pieniędzy i stopniem szeregowego, bo zawsze wolałem urlop niż awans. W jakim stopniu te doświadczenia wpłynęły na Pana jako aktora? - To się zawsze odkłada w psychice. Ilość wypitej wódki, poznanych dziewczyn i tak dalej przekładają się na sposób widzenia świata, a więc i na widzenie zawodu. Wyczytałem, że do studiów aktorskich namówił Pana wielki aktor Jacek Wos