Leopold Kozłowski - "ostatni klezmer Galicji" i honorowy obywatel Krakowa - przeżył wojnę dzięki muzyce. Dzisiaj spocznie o godz. 14 na nowym cmentarzu żydowskim przy ul. Miodowej. Z muzyką, którą miał zawsze w sercu.
W listopadzie zeszłego roku zaprzyjaźnieni z Leopoldem Kozłowskim artyści urządzili w teatrze Variete uroczyste obchody jego setnych urodzin. Zaśpiewali wszyscy krakowscy wokaliści i wokalistki, którzy wykonywali z nim jego klezmerskie pieśni. Była m.in. Katarzyna Jamróz, Halina Jarczyk, Kamila Klimczak, Andrzej Róg i Renata Świerczyńska. Publiczność usłyszała "Rodzynki z migdałami", "Aweniu Malkejnu", "Memento Moritz "Gdy jedna łza", "Drzewka Kazimierza" i wiele innych. Nikt nie przypuszczał, że będzie to ostatnia okazja do takiego wspólnego śpiewania. - Leopold był moim mistrzem - wspomina Kamila Klimczak, która przez lata współpracowała z Kozłowskim. - Uczyłam się od niego miłości do muzyki. Znał dokładnie każdą nutę i wymagał od nas, abyśmy śpiewając trafiali w nią bez błędu. Wsłuchiwał się uważnie i wychwytywał najdrobniejsze błędy. Dlatego próby trwały godzinami. Ale nikt z nas sobie tego nie krzyw-dował. Bo efekty tego b