- Mój teatr nigdy nie śpi. Życie zaczyna o świcie, zastyga, ale tylko na moment, późno w nocy. Coraz częściej słyszę komentarze: - W Słowackim znowu coś się dzieje! Chciałbym, by to było normą- mówi Krzysztof Głuchowski, dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, w rozmowie z Martą Gruszecką w Gazecie Wyborczej-Kraków.
Marta Gruszecka: Wyzwolimy Teatr Słowackiego z oczywistej teatralności. Odczarujemy go i nadamy mu świetność. Podniesiemy story i otworzymy okna - zapowiadaliście razem z Bartoszem Szydłowskim tuż po wynikach konkursu na nowego dyrektora sceny przy placu św. Ducha. Był kwiecień 2016 roku. Krzysztof Głuchowski: Zaczęliśmy od firanek. Były okropne. Zwłaszcza te we foyer i na klatkach schodowych. Zawsze kojarzyły mi się z siedliskiem kurzu i brudu. W projekcie Jana Zawiejskiego na pewno ich nie było... Poprosiłem, by je zerwano. Nagle okazało się, że teatr ma oczy i patrzy na nas. Dzięki temu i my mogliśmy wreszcie zajrzeć do środka, spojrzeć w jego duszę. Uważałeś Teatr Słowackiego za zdziadziały i zakurzony? - To niesłuszna opinia o tym teatrze. Nazywanie go zakurzonym jest niesprawiedliwe, spycha do artystycznego i towarzyskiego getta. Ta scena rzeczywiście miała moment, w którym mogła stać się wyłącznie skansenem. Ale nie obarczam winą p