Bodaj trzy lata temu Maria Seweryn, głównie z powodu kryzysu frekwencyjnego, orzekła, że Och-Teatr będzie sceną komediową. Szło to nieco w kontrze do deklaracji założycielskich z 2010 r., ale udało się dzięki temu, że Krystyna Janda i Seweryn dały szansę wielu aktorom przywiązanym do swoich macierzystych scen. Okazję do zawiązywania sojuszy z liczną publiką, która od teatru wymaga śmiechu w dobrym stylu. Najlepiej, gdyby ten śmiech wywoływali aktorzy znani też z telewizji. "Upadłe anioły" Noela Cowarda co prawda trącą już myszką (data powstania: 1925), lecz mają podstawową zaletę - wśród najłatwiejszych fars tej w banale już inna nie prześcignie. Właściwie chodzi o to, by aktorki grające znudzone mężatki zakochane w tym samym facecie poznanym przed laty pokazały, do jakiego stopnia można się bawić obecnością na scenie, reagować na siebie, ogrywać drobne potknięcia na gorąco. I powinny grać aktorki, które znają się świetnie ni
Źródło:
Materiał nadesłany
w Sieci, nr 3
Data:
19.01.2015