Opowieść o Henryku Mikołaju Góreckim to dowód, że biografie są bardziej pasjonujące niż powieść - o książce Marii Wilczek-Krupy "Górecki. Geniusz i upiór" pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Krakowska dziennikarka Maria Wilczek-Krupa już poprzednią książką o Wojciechu Kilarze pokazała, że potrafi pisać o muzyce w sposób ciekawy nawet dla laika. Kreślone przez nią portrety twórców nie mają pomnikowego charakteru. Wielkość łączy się z przyziemnymi drobnostkami, twórczy geniusz z przyjemnościami lub kłopotami codziennego życia. Ta pisarska metoda doskonale sprawdziła się także w przypadku Henryka Mikołaja Góreckiego, twórcy najsłynniejszej polskiej kompozycji XX w. - III Symfonii, słuchanej przez melomanów i kierowców TIR-ów jadących po bezdrożach Ameryki. A jednocześnie to człowiek, który zaciekle bronił swej prywatności, zatem dla wielu fanów pozostał postacią tajemniczą. W jego życiu tragedie mieszały się ze szczęściem, upór i walka ze światową sławą. Potrafił gwałtownie zrywać wieloletnie przyjaźnie, by równie niespodziewanie do nich wracać. A przywołana w książce scena uścisku dłoni na łożu śmie