Odszedł światowej sławy litewski reżyser. Wystawił u nas na narodowej scenie "Dziady" i "Ślub". Dziś skończyłby 66 lat.
- Miałem grać szekspirowskiego Leara w najnowszym spektaklu Eimuntasa Nekrošiusa i ta propozycja nie wyszła ode mnie - powiedział "Rz" Jan Englert, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego. - Jako aktor wiem, że ominęła mnie wielka teatralna przygoda, ale też mam satysfakcję, że wielki inscenizator był filarem naszego Teatru Narodowego. Stał się nim po śmierci Jerzego Grzegorzewskiego i Jerzego Jarockiego. Gdyby porównać go z nimi, łączył wyobraźnię i abstrakcję pierwszego z żelazną logiką i konsekwencją drugiego, kreując własny, niepowtarzalny świat. Ten rzekomy "litewski niedźwiedź" i człowiek zamknięty zaczynał próby do nich przygotowany, wiedząc, co i dlaczego chce zrealizować z aktorami. Tworzył poetyckie, pełne magii spektakle, bogate inscenizacyjnie, muzycznie, choreograficznie - samodzielnie, nie wstając z krzesła. W repertuarze Teatru Narodowego są dwa spektakle wyreżyserowane przez Nekrošiusa - "Dziady" Mickiewicza i "Ślub" Gombr