Dobrze zna smak porażki. Nie dostał się do szkoły teatralnej, stracił dorobek życia. Myśl o rodzinie sprawiła, że nigdy się nie poddał.
Dwadzieścia lat temu stracił cały swój majątek. Założył wtedy Kabaret Rak i dzięki ciężkiej pracy udało mu się odbić od dna.
Jaka była Pana rodzina? - Wychowałem się w typowej śląskiej familii, w której mówi się gwarą i kultywuje tradycje. Takiej, gdzie panuje matriarchat, więc matki i żony darzone są wielkim szacunkiem, bo mają wielką rolę do spełnienia. Dobrze, kiedy kobieta rządzi w domu? - Myślę, że tak. Kobiety są porządniejsze, akuratniejsze, trudno je wykiwać. Mają intuicję, takiego nosa... Kiedy, na przykład jako nastolatek skosztowałem odrobinę alkoholu, mama natychmiast to wyczuła. Miała węch lepszy, niż niejeden policyjny pies. Po takim wybryku dostawałem reprymendę. Powiedział Pan kiedyś, że o "tortury cielesne" dbała właśnie ona. Co to znaczy? - Jak trzeba było przylać pasem, to przylała. I dobrze, że ona, bo gdyby zajął się tym ojciec, to przez dwa dni nie dałoby rady usiąść na krześle. Nie był pan grzecznym dzieckiem? - Może wielkim rozrabiaką nie, ale jak wychodziła na jaw jakaś afera, to nastoletni Hanke zazwyczaj był w nią za