"Miłość od ostatniego wejrzenia" Verdany Rudan w reż. Iwony Kempy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Piotr Zaremba w portalu wPolityce.pl.
"Miłość do ostatniego wejrzenia" to dla mnie idealny przykład przedstawienia, które budzi mieszane wrażenia. Oglądałem to z zapartym tchem, ba dołączyłem szczerze do ludzi, którzy na widowni salki im. Mikołajskiej Teatru Dramatycznego w Warszawie wstali z owacjami (nie na każdej premierze to się zdarza). A zarazem odczuwam opór. Sztuka chorwackiej autorki Vedrany Rudan opowiada o świecie, w którym mężowie biją i zmuszają do współżycia żony. Tak naprawdę uważny widz zauważy, że mamy tu historie zaledwie dwóch kobiet, choć odgrywają je - na tle oszczędnej, ale sugestywnej dekoracji Joanny Zemanek - cztery aktorki. No może pokazują historie trzech kobiet, jeśli potraktować jako coś odrębnego opowieść o dziewczynce, która zabiła ojca. Ale jej rodzina jest podejrzanie podobna do rodziny jej bardziej dojrzałej odpowiedniczki, która przejmuje narrację. Więc może to pierwsze zabójstwo to tylko produkt wyobraźni? Historia jednej bohaterki