Kantor pracował tyle, ile było trzeba. Potrzebował dwóch godzin, to siedzieliśmy dwie godziny, czasem przychodził i mówił: mam to wszystko w dupie, chodźmy na kawę. Rozmowa z Romanem Siwulakiem w dwutygodniku.com
KATARZYNA NIEDURNY: Jak pan poznał Tadeusza Kantora? ROMAN SIWULAK: Był rok 1969. Chodziłem do trzeciej klasy liceum plastycznego. Miałem chyba 17 lat. Przyjaźniłem się wtedy z Andrzejem Wełmińskim, który później też został aktorem Cricotu. Chociaż było to szalenie trudne, udało nam się zdobyć jakoś bilety na "Kurkę wodną". Dla mnie to był szok. Wcześniej słowo spektakl kojarzyło mi się z jakimś cholernie nudnym przedstawieniem, na które prowadzono nas ze szkoły. Nie myślałem nigdy, że coś takiego jak "Kurka..." może powstać w teatrze. W dodatku atmosfera Krzysztoforów bardzo nas wtedy podniecała. To było jedno z nielicznych takich miejsc w Krakowie, które miało posmak niezależności, wolności. Jednak nie można było wejść tam tak normalnie z ulicy. Trzeba było mieć legitymację członkowską Grupy Krakowskiej, albo znać kogoś, kto może wprowadzić do środka. My tak się kręciliśmy wkoło, raz nas wpuszczano, raz nie. W końcu, ju