"Widok z mostu" Arthura Millera w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku Sieci.
Agnieszka Glińska wystawia "Widok z mostu" Arthura Millera nieco wbrew sobie i wbrew przyzwyczajonym do jej teatru widzom. Na początku uderza nas jasna przestrzeń - dobrze oświetlona także przez to, że otacza ją biel ścian. Co prawda znajdujemy się w sali teatralnej, lecz jednocześnie jakby w miejscu przygotowanym na inną, specjalną okazję. Okrągły drewniany podest pośrodku, dookoła krzesła dla widzów; wygląda to, jakby za chwilę ktoś miał wygłosić wykład lub nawet stoczyć walkę, bo podwyższenie przypomina arenę albo i ring. Mogłoby to również być miejsce wyznaczone dla ważnego obiektu muzealnego. Właśnie słowo "obiekt" wydaje się istotne, bo Agnieszka Glińska tym razem nie stawia na realizm w scenografii ani dobrze skrojoną psychologię, czyli te wszystkie cechy, które stanowią o rozpoznawalności jej teatru, a i tym razem by się sprawdziły, bo "Widok z mostu" Millera to tekst w jej stylu. Ale właśnie - obiekt na scenie, a dokładni