EN

21.09.2018 Wersja do druku

Wojciech Plewiński: Fotograf musi być napalony na robotę

- Teatr to bardzo rozległy temat. Zaistniałem w układzie teatralnym całkowicie przypadkowo i fotografowanie teatru stało się właściwie głównym moim zajęciem na dłuższy czas - mówi fotograf Wojciech Plewiński.

Joanna Targoń: Ile sfotografował pan przedstawień? Wojciech Plewiński: Dopiero teraz postanowiłem je policzyć i wyszło 821 czy 822. Liczyłem wszystkie przedstawienia, ale pracowałem przede wszystkim w Starym Teatrze, Słowackiego, Ludowym. Różnie to wyglądało, współpracowałem z jakimś teatrem przez kilka lat, potem zmieniał się dyrektor i chciał innego fotografa... Wszystko jest w tej dziedzinie płynne. Zaistniał pan w teatrze przypadkowo, ale był pan wtedy, w latach 50., bardzo czynnym i pracowitym fotografem. Robił pan portrety, reportaże, pracował pan w "Przekroju". - W "Przekroju" zacząłem pracować w 1956 roku. Zdjęcia oficjalne, do tematów politycznych, redakcja brała z agencji, z CAF czy z PAP, natomiast ja się przydawałem do okładek, portretów do wywiadów, fotografowania ludzi sztuki. Po to zostałem wynajęty. Trochę byłem wówczas w teatrze zorientowany, ale niewiele. Pewnego razu, to był 1959 rok, zadzwoniła znajoma, która była

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wojciech Plewiński: Fotograf musi być napalony na robotę

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Kraków online

Autor:

Joanna Targoń

Data:

21.09.2018