"Ślub" Witolda Gombrowicza w reż. Eimuntasa Nekrošiusa w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Tak właśnie, jako szyderczy policzek wymierzony Polakom odbieram wystawienie "Ślubu" Witolda Gombrowicza na scenie Teatru Narodowego w Warszawie w reżyserii Eimuntasa Nekrošiusa. Dodajmy, w roku obchodów stulecia odzyskania niepodległości naszej Ojczyzny. Wydawałoby się, że kto jak kto, ale narodowa scena ma obowiązek uczczenia tej tak wyjątkowej daty w naszych dziejach. Powtarzam: uczczenia. Tymczasem już sam wybór pisarza i jego utworu budzi sprzeciw. Trudno bowiem mówić o "uczczeniu", gdy wiadomo, iż Gombrowicz krytykancko odnosił się do wartości zawartych w polskiej tradycji, polskim obyczaju, naszej wierze katolickiej. Wyśmiewał bohaterstwo Polaków na przestrzeni dziejów. Twórczość Gombrowicza ma charakter prześmiewczy w stosunku do tego, co stanowi o tożsamości Polaków. Naigrywanie się z Armii Krajowej, z konspiracji, tradycji szlacheckiej, wartości narodowych (na przykład dyskredytacja romantyków, których dzieła budowały ducha narodowego),