Gra, uczy, podróżuje. Czasami musi też być psychologiem. - Nigdy nie mówię studentom, że aktorstwo jest łatwym i cudownym zawodem. W teatrze trzeba być przygotowanym na ciężką harówę, mieć końskie zdrowie i odporną psychikę. A jeśli ktoś chce grać w serialach, nie musi do mnie przychodzić. Wystarczy, że wyśle swoje zdjęcia do agencji i będzie liczył na łut szczęścia
Z całą pewnością niektóre role są szczególnie bliskie Pani sercu? - Nie zastanawiałam się nad tym. W Krakowie grywałam głównie role dramatyczne, a w Warszawie tylko komediowe. Oba te gatunki są dla mnie ważne. W serialach cudne jest to, że przez szkło cieszę ludzi, np. bardzo kocham Lucynę Skorupową ze "Szpilek na Giewoncie". Natomiast jak grałam w "Głębokiej wodzie" ze Sławą Kwaśniewską, czy więźniarkę w "Prawie Agaty" albo teraz matkę w "Autsajderze", to czuję, że można ludziom dać wzruszenie, podzielić się bólem. Nie mam ściśle określonego emploi. Kiedyś zaprosiłam na spektakl prostą kobietę. Jak wyszła z teatru, powiedziała mi, że stała się lepszym człowiekiem. W życiu nie dostałam lepszej recenzji! Na studiach poznała Pani Krzysztofa Kieślowskiego. Jak wspomina Pani czas spędzony z tym reżyserem? - To była taka bajka, która się nigdy nie spełniła, a zaczęła w szkole teatralnej na czwartym roku. Krzysztof miał z na