"Pułapka" Tadeusza Różewicza zaczyna się obrazkiem niemal sielankowym. "Pokoik służącej". Łóżko, pierzyna, spiętrzone poduchy, kwiatki i ptaszki na malowanej skrzyni. I miód. Chłopczyk "przelewa miód z łyżeczki na spodek i patrzy na złotą nitkę, która spływa powoli". Chłopczyk mówi: "Boję się". I zaraz o rozdartej żabie, z której wychodzą flaki. O miodzie będzie jeszcze mówić Greta w scenie przedostatniej, kiedy Franz ów mały chłopczyk przejdzie do końca gehennę swego życia. Greta powie: "Miód... jakie to słowo ciepłe, słodkie, ciągnące się, złociste, pachnące". W tej samej chwili Franz umiera, a mały potworek synek Grety, wylizuje pod stołem zupę z miski. W "Pułapce" jest wiele przedmiotów, rzeczy, słów, które przyjęliśmy uważać za przyjazne. Owe lampy z abażurami, kanapy, wazy z zupą, łóżka, komody, kisiele, konfitury, szafy. Ciepłe miękkie, ciągnące się, przytulne i bezpieczne. Nade wszystko bezpi
Tytuł oryginalny
Pułapka
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie