"Hańba" Johna Maxwella Coetzeego w reż. Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński.
Nowy Wierzchowski w Teatrze Ludowym jest, niestety, katastrofą, nieskończenie się wlokącą, wymruczaną bzdurą. Ambicje widać, że były ogromne, na traktat o życiu, i spadli z naprawdę wysokiego konia, z wyżyn sukcesu poprzedniego przedstawienia. Dwa fajne pomysły, co "Hańba" zawiera, to akurat pożyczone - "Lascia ch'io pianga" w wersji z "Farinellego" jako tło do seksu i słuchawka plus mjuzik na koniec z "Synekdochy, Nowy Jork". Wierzchowski tak lubi, wziąć jakiś film i pożyczać z niego. Lubi też wykroczenia na tle seksualnym. Uczelnianą komisję wyjebawczą z pracy przedstawia niegłupio jako psy w nagonce. Piotr Pilitowski gra to, co we "Friedmanach", faceta-cipę dającego sobie wjeżdżać na poczucie winy. Mówi tym przepraszającym głosem, bo poprzednio pukał dzieci, a teraz studentki. Chyba że jego postać ma nam unaocznić, co najnowsza fala feminizmu robi z facetami, jak ich totalnie kastruje. Ale szkoda, że dzieło tak krytyczne, tak po mojej myś