- Klasyczne tytuły, które swoje premiery miały w latach 80. i 90. w Teatrze Rozrywki, były objawieniem! Łatwe w narracji, widowiskowe, cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Ludzie nie mogli wtedy jeździć do teatrów w Londynie, więc przyjeżdżali do Chorzowa. Dziś każdy może polecieć na Wyspy i oglądać co miesiąc nowe hity - mówi Dariusz Miłkowski, dyrektor Teatru Rozrywki w Chorzowie.
Marta Odziomek: Po 34 latach żegna się pan z Teatrem Rozrywki. Niewiele pan reżyserował w ciągu tych lat. - Nie jestem najlepszym reżyserem, choć kiedyś dostałem nawet Złotą Maskę za reżyserię "Księżniczki Turandot". Reżyseria nie była tak ważną częścią mojej pracy. Pochłonęło mnie organizowanie teatru, stwarzanie możliwie jak najlepszych warunków do pracy twórcom, którzy tu przyjeżdżali. Pochodzi pan z Sopotu, studiował w Krakowie, pracował we Wrocławiu. Jak pan trafił do Chorzowa? - Przypadkiem. Kolega ze studiów był zastępcą dyrektora ośrodka telewizyjnego w Katowicach. Na początku lat 80. chorzowska scena miała być teatrem telewizji o nazwie Music Hall Teatr Rozrywki Telewizji Polskiej w Chorzowie. Repertuar miał być rewiowy, spektakle transmitowane przez telewizję i nagrywane przy udziale publiczności. Nie udało się, więc telewizja chciała się pozbyć tego miejsca. Szukała sposobu, by przekazać teatr m.in. ministerstwu ku