EN

5.06.2018 Wersja do druku

Marcin Ryl-Krystianowski: Zobaczyć psa w kłębku wełny

- W Katowicach mówiłem wiersz w jakiejś dużej sali i nagle poczułem, że - dosłownie - steruję ludźmi, że oni czekają na moje kolejne słowa i będą czekać tyle, ile zechcę - opowiada Marcin Ryl-Krystianowski, aktor Teatru Animacji w Poznaniu.

Bawiłeś się z ojcem w teatr? - Nie, i w ogóle nie pamiętam zabaw z tatą. On miał swój świat, a ja spędzałem dużo czasu sam w swoim pokoju. Z jakimiś zabawkami? - Rodzice dbali, żebym oprócz autek i misiów miał zabawki konstrukcyjne. Coś się młoteczkiem przybijało, wkręcało jakieś śrubki. Ciocia, dzięki koleżance z Anglii, podarowała mi malutki, wielkości telefonu, zestaw Lego, potem drugi, i potrafiłem tym bawić się godzinami. Miałem też drewniane klocki, które potem zdekompletował mi tata, bo potrzebował ich, by zrobić marionetkę na swój egzamin aktorski. Bardzo lubiłem budować pojazdy... Ale dzieciństwo nie upływało Ci wyłącznie w ten sposób? - Nie, sporo czasu spędzałem też na podwórku. Grało się w piłkę, łaziło po drzewach, paliło ogniska, piło mleko prosto od krowy, łowiło kijanki... W Łodzi mieszkaliśmy na osiedlu Teofilów, wtedy wśród piachów i łąk. Cudowne miejsce. I był jeszcze Kraków, czyli

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

ROZMOWY W GARDEROBIE. Zobaczyć psa w kłębku wełny

Źródło:

Materiał nadesłany

kultura.poznan.pl

Autor:

rozmawiała Anna Kochnowicz-Kann

Data:

05.06.2018