EN

18.05.2018 Wersja do druku

Upiory w operze

Malujemy się od tysięcy lat. By zrozumieć, jak zdobienie twarzy stało się dziedziną sztuki, trzeba prześledzić drogę od starożytności do współczesności, kiedy to uroda stała się gigantycznym przemysłem, który dzisiaj wart jest miliardy dolarów - pisze Martyna Bielska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Starożytni Egipcjanie słynęli głównie z niezwykłego malowania oczu, a usta malowali jaskrawymi kolorami z mieszanki ochry i tłuszczu zwierzęcego. W Grecji makijaż mógł wzbudzać kontrowersje i nosiły go hetery czy kurtyzany. W nowożytnej Wenecji - był obowiązkowy i potrzebny, by ukryć ślady nieprzespanych nocy niekończących się balów. Na dworze elżbietańskim wysoko ceniono bladość kobiecej cery, a uróżowane usta i policzki wyglądały, jak pomalowane farbą. Róż w znacznych ilościach nakładała na siebie Madame de Pompadour i ten odcień nazwano jej imieniem. Greta Garbo malowała kreski na oczach kredką z węgla i wazeliny, a Coco Chanel uwielbiała krwistą czerwień na ustach. - W niemych czarno-białych filmach makijaż był mocny i intensywny. Gdybyśmy odtworzyli go dzisiaj w kolorze, aktorka wyglądałaby niemal jak ja dzisiaj. Czerwienie wyglądały jak czerń. Jeżeli miał być jasny efekt - wykorzystywano jasne zielenie czy błękity, bo w

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Upiory w operze

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Białystok nr 114

Autor:

Martyna Bielska

Data:

18.05.2018