- Umieściłem akcję tej opery w poetyce tandetnego kina lat 80. i 90. XX wieku. Na ekranie telewizora wyświetlana jest "Godzilla", są odniesienia do filmów Tarantino, braci Coen i Lyncha, o których trudno powiedzieć, czy są śmieszne, czy straszne. To moja świadoma gra ze złym smakiem - mówi Mariusz Treliński, reżyser "Ognistego anioła" w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie w rozmowie z Anną S. Dębowską w Gazecie Wyborczej - Co Jest Grane.
Anna S. Dębowska: Odbierając w kwietniu w Londynie operowego Oscara, czyli International Opera Award dla najlepszego reżysera, powiedziałeś, że ta nagroda to również uznanie dla Warszawy i dla ludzi Teatru Wielkiego. Dlaczego tak? Mariusz Treliński: To naprawdę piękny moment, po raz kolejny Opera Narodowa została dostrzeżona i doceniona w operowym świecie. Możemy mówić o całej serii wyróżnień: dwa lata temu nominacja dla naszej instytucji w kategorii Najlepszy Teatr, rok temu wygrana "Goplany" Władysława Żeleńskiego w reżyserii Janusza Wiśniewskiego jako Największego Odkrycia Operowego Roku. W tym roku - moja nagroda, ale również nominacja dla nas za program edukacyjny. Oznacza to, że weszliśmy do rozdania pierwszoligowego. Nie mam wątpliwości, że zawdzięczam ten sukces Warszawie, temu miejscu, produkcjom, które tutaj zrealizowałem i tym wszystkim ludziom, którzy we mnie uwierzyli i ze mną pracują. Nagroda jest za konkretne przedstawienie