Dziwne to, ze twórczość teatralna radzieckiego pisarza Eug. Szwarca nie była dotąd u nas znana, poza scenicznymi bajkami dla dzieci. Przedstawienie "Smoka" jest też odkryciem oryginalnej i świeżej dramaturgii. Bo w dziedzinie teatru politycznego mamy dotąd albo realistyczny reportaż albo zawiłą metaforę o skrytych aluzjach. I odosobnione są przykłady pisarzy znajdujących artystyczną a komunikatywną formą. Majakowski wydestylował poezję i teatr rewolucyjny z futuryzmu, wyzyskując jego dynamiczną poetycką i agitacyjną natarczywość. Brecht formował swój dramat na zasadzie paraboli o uogólnionej rozpiętości znaczeniowej. Kruczkowski wyzyskał ostatnio konwencję tragedii antycznej, modernizując ją dość rewolucyjnie. Tymczasem Szwarc sięga do ludowej legendy, do bajki z całą aparaturą cudowności, potraktowanej pół żartem, pół serio. Bo główną postacią jest mityczny Smok, ale nie brak ani leniwego a mądrego kota, ani czapki niewidki i latającego dywanu, ani księgi, w której zapisują się same wszystkie grzechy ludzkie.
To nowy i ciekawy przykład wyzyskania nurtu ludowości w teatrze literackim, przykład przypominający fantastykę scenicznych bajek Gozziego czy reformę włoskiej komedii ludowej przez Goldoniego. Ale bajka w sztuce Szwarca zastępuje wielką metaforę polityczną, a jest to sposób sceniczny czytelny i bezpośrednio komunikatywny przez wrośnięte w powszechne odczuwanie odwieczne motywy bajkowe. Bo w Smoku trudno by nie rozpoznać upiora hitlerowskiego terroru oraz społeczności sterroryzowanej przez ustrój przemocy i szpiegostwa. --W kapitalnej satyrze obyczajowej demaskuje autor psychologię deprawacji, serwilizmu i upodlenia, doprowadzając ostrą i błyskotliwą karykaturę do stanu absurdu. To nieustanne przechodzenie od fantastycznej bajki do niedawnej rzeczywistości jest niezmiernie atrakcyjne. Tym bardziej, że autor szermując groza, rozładowuje ją nieustannie świeżą i żwawą komiką przezabawnych sytuacji i literackiego dowcipu. Przeciwnikiem Smoka jest Lancelo