Zmarłą wczoraj Barbarę Bittnerównę, legendę polskiej sceny baletowej, wspomina Witold Sadowy.
Moja znajomość z Basią, a potem przyjaźń, zaczęła się w kapitalizmie. Przed wojną. W roku 1939. Zobaczyłem ją w Teatrze 8.15 przy ul. Śniadeckich 5. Śliczną, młodziutką tancerkę występującą w operetce "Krysia Leśniczanka". Interesowałem się już teatrem i filmem. Chciałem zostać aktorem. Przychodziłem do teatru zauroczony Jej urodą i tańcem. Jako uczeń gimnazjum Zgromadzenia Kupców redagowałem gazetkę szkolną. Pisałem o teatrze. Znałem aktorów i statystowałem w filmie. Jako że matka jednego z moich kolegów szkolnych była właścicielką Wytwórni Filmowej "Feniks" i kilku kin warszawskich. Namawiałem Basię, aby poszła ze mną do atelier statystować. Do teatru na przedstawienie odprowadzała ją mama. Nobliwa i bardzo sympatyczna pani. Poznałem także jej rodzeństwo. Pochodziła ze Lwowa. Urodziła się 9 września 1924 roku. Była młodsza ode mnie o cztery lata. Kiedy ją poznałem, miała lat 15. Od dziecka wykazywała nieprzeciętne