Szkołę aktorską ukończył w Warszawie. Grał u Jarockiego, Swinarskiego, Hübnera, Hanuszkiewicza. - Wtedy były jeszcze tradycje wielkiego teatru. My, absolwenci, uczyliśmy się od scenicznych tuzów. Oni podpowiadali, radzili. Można było im zaufać - mówi Henryk Błażejczyk. Od lat związany z płocką sceną, miał tu tylko przeczekać na etat w Warszawie.
Niedawno wszedł na scenę w roli benefisanta. W teatrze Szaniawskiego odebrał też tytuł Mistrza Mowy Polskiej. Teraz gra epizod w najnowszym przedstawieniu na dużej scenie - "Myszach Natalii Mooshaber" według Ladislava Fuksa. Mówi o sobie: aktor dramatyczny. Od 57 sezonów na deskach znamienitych scen Krakowa i Warszawy, od 27 lat etatowo związany z płocką sceną. Ma na koncie paletę ról dramatycznych i komediowych. Dzięki nienagannemu warsztatowi i analitycznemu podejściu do aktorstwa, pozostają w pamięci. Jako aktora ukształtowały go warszawska szkoła i role na scenie Teatru Starego. - Starsza koleżanka, Janka Zielińska, ulubiona aktorka Swinarskiego (twierdził, że przynosi mu szczęście) obecna na próbie "Mizantropa", z uwagą przyglądała się mojej roli. "Widzę, że masz kłopoty z rękami więc zrób mankiety" - powiedziała. Ona też poradziła, żebym poszedł do Teatru Słowackiego i posłuchał, jak Maria Gella recytuje Kochanowskiego, co oczywiś