"Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.
Nie lubię ja, gdy Masło zbyt Maślane, Kluski zbyt Kluskowe, Jagły zbyt Jaglane, a Krupy zbyt Krupne" - tego zdania z "Trans-Atlantyku" Witolda Gombrowicza nie usłyszymy w adaptacji Artura Tyszkiewicza, a bardzo dobrze opisywałoby mój problem z jego spektaklem w Teatrze Ateneum. Niby wszystko tu w porządku, a jednak zalatuje sztampą. Jak "Trans-Atlantyk", to transatlantyk. Scenografia więc okrętowa - wręgi, iluminatory, burty. Z przodu taśmociąg -jak ten, z którego na lotniskach odbiera się nadany bagaż. U Tyszkiewicza po taśmie mechanicznym ruchem przesuwają się dwie hoże dziewoje w strojach ludowych (Julia Konarska i Katarzyna Ucherska), tańcząc niczym pozytywka do dźwięków poloneza Ogińskiego. Kolejne "arcypolskie" typy i tematy wjeżdżać i wyjeżdżać będą jak figurki w szopce. Centralną postać narratora i por-te-parole pisarza gra Przemysław Bluszcz, specjalista od ról twardych facetów. Jego Gombrowicz to ostentacyjny normals. Żaden ekscentryk