Niezłego figla spłatał nam mistrz {#os#1115}Jarocki{/#}. Kiedy ogłosiliśmy, że dość mamy repertuaru "narodowego", on jak gdyby nigdy nic sięgnął po {#au#126}Słowackiego{/#}. Gdy już pogodziliśmy się z tą myślą i zaniepokojeni zastanawialiśmy się nad racjami, które podyktowały reżyserowi wybór "Snu srebrnego Salomei", reżyser dowiódł, że właśnie ten dramat daje szansę sensownego, pozbawionego złudzeń i egzaltacji mówienia o tym, co nas najbardziej niepokoi. Inscenizację Jareckiego rozpoczynają słowa konającego księdza Marka, tytułowego bohatera dramatu, w którym Słowacki podnosi wartość najwyższej ofiary dla "sprawy". Ale zaraz po patetycznym monologu na scenę wkraczają ze swymi pokrętnymi biografiami ludzie z innej epoki. Ta epoka (powstanie kozackie na Ukrainie) nastąpiła bezpośrednio po opiewanej w "Księdzu Marku" konfederacji barskiej. Wśród bohaterów znajdą się ludzie uwikłani w wydarzenia sprz
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Kraków nr 227