EN

12.01.2018 Wersja do druku

W balecie nie ma teściowych

- Taniec rodzi się wszędzie i to jest piękne. To dowód zachodzących w Polsce zmian. Dokonywałyby się one jeszcze szybciej, gdyby wreszcie powstało u nas centrum tańca z zapleczem, salami i własnym budżetem - mówi Jacek Przybyłowicz, tancerz i choreograf. Rozmowa Jacka Marczyńskiego w miesięczniku Ruch Muzyczny.

Jacek Marczyński: Ile pan ważył, gdy był pan tancerzem? Jacek Przybyłowicz: Trzydzieści lat temu ważyłem trzydzieści kilo mniej. Nieco ponad siedemdziesiąt. Na wagę nie wchodzę od pewnego czasu, żeby nie psuć sobie humoru. Prowadzę oczywiście nadal aktywny tryb życia, ale taniec przyniósł mi tyle wyrzeczeń, że teraz nie jestem w stanie sobie odmówić pewnych rzeczy. I pozostaję konsekwentny w tym przeświadczeniu. Pana wzrost nie stanowił przeszkody w tańcu? Nie mówiono: "Przybyłowicz musi stanąć w ostatnim szeregu"? - Zawsze tak było, w zespole ustawiano mnie w ostatnim szeregu i to gdzieś z boku. Nie natańczyłem się zatem jako tancerz zespołowy, co rekompensowałem sobie w duetach i w partiach solowych. Od najwcześniejszych lat pan był dużym chłopcem? - Gdy zacząłem dojrzewać, szybko poszybowałem w górę. Dla niektórych choreografów był to rzeczywiście problem, co ze mną zrobić, w jakiej roli obsadzić. Na szczęście znalazłem

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

W balecie nie ma teściowych

Źródło:

Materiał własny

Ruch Muzyczny nr 12/12.2017

Autor:

Jacek Marczyński

Data:

12.01.2018