- Rzuciłem scenę, gdy doszedłem do krachu finansowego - mówi ARTUR TYSZKIEWICZ, reżyser zwycięskiej "Iwony, księżniczki Burgunda" na festiwalu Klasyka Polska w Opolu.
Dla jednego z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia to była bolesna decyzja? - Bardzo. Jak się raz złapie tego bakcyla, to trudno się go pozbyć. Człowiek jest chory na teatr. Nie miałem jednak innego wyjścia. Zrobiłem po studiach cztery przedstawienia ale nie mogłem się utrzymać z zawodu reżysera. Doszedłem do krachu finansowego i intelektualnego. Warszawa niechętnie dopuszcza młodych reżyserów, a w małych miastach można było robić tylko szkolne, lekturowe przedstawienia. To nie miało sensu i odszedłem z teatru. Dokąd? - Różnie bywało. Prowadziłem telewizyjny talk-show, tułałem się po biurach. "Iwoną księżniczką Burgunda" wraca pan do teatru. Już na stałe? - Mam taką nadzieję. W dalszym ciągu na życie zarabiam gdzie indziej, ale mam taką pracę, że mogę ją rzucić na dwa miesiące i zacząć reżyserować, dzielić się z ludźmi tymi sprawami, które wydają mi się ważne. Czym chciał się pan podzielić poprz