Dwóch twórców, którzy zapisali się w kanonie literatury - chociaż w różnych jej obszarach - trafiło na siebie i rozpoczęło korespondencyjną wymianę myśli, z dala od filozofowania czy wielkich słów. Sławomir Mrożek i Leopold Tyrmand dzielili się wrażeniami z pobytu na emigracji, komentowali wydarzenia kulturalne, ale przyglądali się też istocie polskości. Ich korespondencja z lat 1965-1982 to spostrzeżenia raz dowcipne, raz pełne goryczy - zawsze przenikliwe i wartościowe nawet po latach - pisze Izabela Mikrut w Teatrze dla Was.
Zaczyna się tom "W emigracyjnym labiryncie" od rozbudowanego wstępu Dariusza Pachockiego. Ogólnie przygotowanie książki pod względem krytycznoliterackim nie budzi zastrzeżeń, system przypisów pomaga zwłaszcza co bardziej przypadkowym czytelnikom w rozeznaniu się w literackiej rzeczywistości, nie odwraca natomiast uwagi od samego tekstu. Ale we wprowadzeniu Pachocki próbuje zapewnić odbiorcom wiedzę o relacjach Mrożka i Tyrmanda. Niby rzecz oczywista, tyle że autor opracowania bardzo silnie podbudowuje te informacje wyimkami z listów, które za chwilę będzie można w całości prześledzić. A że sięga po co bardziej smakowite fragmenty, odbiera trochę zabawy. Warto byłoby w tym wypadku zrezygnować z większej części cytatów, żeby uniknąć powtórzeń - akurat "W emigracyjnym labiryncie" niekoniecznie potrzebny jest przewodnik, przynajmniej nie na etapie nakreślania wzajemnych stosunków obu pisarzy. Można było zamiast analizy fragmentów listów skupić