Zawsze uśmiechnięta, serdeczna, o niespożytych siłach. Wydawało się, że upływ czasu jej nie dotyczy. Kiedy w spektaklu "Halny" ze świeczką w ręce krzyczała "Nie chcę umierać", nikt nie przypuszczał, że już niedługo nie będzie jej wśród nas..
Nigdy nie widziałam jej smutnej. Zawsze, gdy spotykałyśmy się w teatrze czy na ulicy, ściskała mnie serdecznie na powitanie i pytała, co słychać. Częściej skupiała się na innych niż opowiadała o sobie. Promieniała radością życia, a jej piękne oczy błyszczały jak u nastolatki. Nigdy nie zachowywała się jak gwiazda, nie grała poza sceną, była sobą. Kiedy w spektaklu "Halny" ze świeczką w ręce krzyczała "Nie chcę umierać", nikt nie przypuszczał, że już niedługo nie będzie jej wśród nas. - Jeszcze 22 października grałyśmy razem w spektaklu "Dom widzących ducha" podczas festiwalu w Zabrzu - wspomina Adrianna Jerzmanowska, aktorka Teatru Witkacego. - Jaga była taką mamą przyjaciółką, mogłam z nią porozmawiać i o babskich sprawach, i o polityce, i o Bogu. Była pełna energii, nie szukała poklasku, ciągle pracowała nad swoją rolą, by widzowie uwierzyli w postać, którą gra. Nigdy się nie poddawała. Miała w sobie niesamowity blas