Święty Genet nieczęsto gości w polskim repertuarze. Ostatnie przedstawienie "Pokojówek" widziałam w latach 70-tych, nieco później "Parawany"... Interesował mnie wówczas problem zamiany ról, odgrywanych w "kościele międzyludzkim" ceremonii, prowokacji obyczajowej, egzystencjalny dreszczyk. Dziś jednak, mimo nowego przekładu specjalisty od Geneta. Jana Błońskiego, wszystko to szeleści papierem i nijak się ma do współczesności. Problem nie dotyczy zresztą li tylko Geneta, ale i Becketta, i Sartre'a lub Ionesco. Niegdysiejsza awangardowa dramaturgia nie bardzo sprawdza się dziś w teatrze-ani wzrusza, ani niepokoi, ani śmieszy. Po prostu nie daje się ożywić, zasnuwając widzów witkacowską "nudą coraz większą". Przedstawienie Andrzeja Domalika prezentowane na małej scenie Dramatycznego jest tego kolejnym dowodem. Grzechem pierworodnym był wybór sztuki, przez którą reżyser nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Poza banalnym i do s
Źródło:
Materiał nadesłany
Sztandar Młodych nr 93