Chociaż zagrała nagradzaną rolę w "33 scenach z życia" Małgorzaty Szumowskiej, to nazwiska krakowskiej aktorki nie kojarzą amatorzy kronik towarzyskich. A Małgorzata Hajewska-Krzysztofik to fenomen. Pisze o tym Łukasz Maciejewski w książce "Aktorki. Odkrycia".
Stopy. Stare i młode, w butach i bez, zadbane i zmęczone, z lakierem na paznokciach i niepomalowane. Kilka lat temu byłem na wernisażu fotografii Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik. Mała krakowska kawiarnia, niewielu gości - i wyłącznie zdjęcia stóp. Nic ponad to. Zaskoczenie? Haja - tak mówią do niej znajomi, tak sama podpisuje esemesy i mejle. Kiedy jednak wychodzi na scenę, żarty się kończą. Żadnej Familiady. Wielka artystka Małgorzata Hajewska-Krzysztofik wyklucza sympatyczną Haję, skromną dziewczynę i kultowego profesora krakowskiej PWST: jest postacią sceniczną. A to zawsze sprawa serio. Jestem Haja. To się zaczęło chyba w podstawówce. Już byłam Hają. Kiedy słyszę, że ktoś mówi do mnie "pani Małgosiu", to jest mi dziwnie, przykro - bo jestem Haja. No ale ojciec mówił do mnie "Magda". Dlaczego? - Bo ponoć miałam mieć na imię Magda, ale tato w urzędzie zrobił ze mnie Małgorzatę Bernardynę. Świetne imię dla aktorki, ale taki